piątek, 6 lutego 2015

Angels of darkness (Fantasy, Romans, Yuri) - część II

No i doczekaliśmy się drugiej części opowiadania. Powstawało w trudzie, pocie, krwi i łzach. Mam nadzieję, że za bardzo tego po nim nie widać. To opowiadanie jest mało seksualne, raczej fabularne. Pojawiły się też dwie nowe osóbki, ale nietrudno zgadnąć kim są. Cóż,tak czy inaczej, miłego czytania! :)


CZĘŚĆ II - PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ
Bóg odszedł, a wszyscy dookoła pomstowali lub lamentowali. Ja po prostu leżałam - nie chciało mi się ruszać.
- Hej - usłyszałam nagle nad swoją głową. Podniosłam wzrok. Stała nade mną czarnowłosa demonica z męską fryzurą i władczym spojrzeniem. Ubrana była w krzykliwą, czerwoną sukienkę. Nie widziałam jej tu nigdy wcześniej. - Jestem Nelchael. Wszystko w porządku? Pomóc ci wstać?
- Tak i tak proszę - krótkim zdaniem odpowiedziałam na oba pytania.
- Mio dios! - doszedł do nas okrzyk Kamael, która dopiero co się pojawiła. - Poszłam tylko po zakupy, uzupełnić zapas farb i już się coś wydarzyło? - Arael zalewając się łzami rzuciła się na szyję kochanki, niemal przewracając ją przy tym na ziemię i zaczęła jej wyjaśniać, co się wydarzyło.
Ciekawe, gdzie się podziewa moja droga Lisham? - ledwie zdążyłam to pomyśleć, a przed moimi oczami pojawiła się niezwykła jasność. Stojąca obok demonica cofnęła się dwa kroki, zasłaniając ręką oczy.
- No siema, siemka, Elishama wraca zmęczona od kochanka - zakrzyknęła z uśmiechem na ustach moja miłość.
- Jakim cudem nikt jej jeszcze nie wywalił z Nieba? Przecież Luc za coś takiego wyleciał z hukiem - szepnęła mi do ucha Nelchael.
- A bo ja wiem? - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - Ejże! - zawołałam do Lisham - Co to za kochanek, co?
- Nauczyciel tańca - odparła, składając skrzydła i stając przede mną Elishama. Znamy się już od długiego czasu, jesteśmy wręcz swego rodzaju parą, a mimo tego wciąż miękną mi kolana na jej widok. - Umiem salsę - oznajmiła z wielkim uśmiechem na ustach.
- Wybaczę Ci tą zdradę, pod warunkiem, że będziesz umiała jeszcze tango, walca i inne tańce towarzyskie - powiedziałam, udając, że wciąż się jeszcze się na nią boczę.
- Kochana, daj mi pięć latek, a będę śmigać jak kochanek. BĘDZIESZ DUMNA, ŻE ZE MNĄ TAŃCZYSZ - przytuliła mnie mocno i namiętnie pocałowała. Jej usta przy moich są tak cudowne... Westchnęłam, gdy mnie puściła. - A tak w ogóle to jakoś inaczej wyglądasz. Zresztą - rozejrzała się po polu bitwy - nie tylko ty. Coś się stało, jak mnie nie było?
Pokrótce wyjaśniłam jej sytuację. Gdy skończyłam mówić, zamyśliła się.
- Co teraz zrobimy? - zapytałam ją.
- Mam pewien pomysł. Ej wy tam - zwróciła się w stronę lubieżnego trio, które teraz, gdy ruda Jetrel dostała skrzydła, wyglądało jeszcze dziwaczniej, choć w tej dziwności także seksowniej, niż zazwyczaj. - Będę potrzebowała waszej pomocy.
- A niby dlaczego miałybyśmy ci pomagać? - spytała Sariel.
Kłótnia wisiała w powietrzu, ale napiętą atmosferę przerwało nadejście anielicy, która na szyi miała dużą kartkę z napisem : ELKANA SZUKA ŻONY
Imię Elkana można przetłumaczyć jako "Bóg nawiedził". Niezłe wyczucie czasu.
- Szukam żony - powiedziała złotowłosa anielica i na chwilę zapadła grobowa cisza.
- Ja! - zawołała nagle Adbeel. - Ja zostanę Twoją żoną.
Gdy jednak spróbowała dotknąć Kany, rubin na jej szyi boleśnie poparzył jej skórę. Ona nie poddała się jednak i zawołała: "Moja miłość jest silniejsza niż wiara!". Po tych słowach naszyjnik rozpadł się na tysiąc kawałków, jej ciało wróciło do demonicznej formy, a ona dosłownie przyssała się do ust wybranki.
Gdy inne zauważyły, że miłość ma tak wielką moc, że może przezwyciężyć nawet boskie okowy - rzuciły się do siebie, odnawiając dawne przyrzeczenia zarówno przy pomocy ust jak i innych części ciała.
I ja przypadłam do piersi Lisham. Gładziłam je, całowałam, ssałam. I przy tej ostatniej czynności stał się cud - z piersi Elishamy wprost do moich ust trysnęło mleko. Ale jakie mleko! W konsystencji gęste jak śmietanka, a w smaku jak ambrozja albo nektar jakowychś rajskich owoców. I widząc to, choć z ciężkim sercem, zaprosiłyśmy innych - demony i anioły - by skosztowały tego cudu. I gdy mleko uszło z jej piersi na polu bitwy nie było nikogo (prócz, rzecz jasna, samej Lisham) kto by go nie miał w ustach. I jakby kto machnął magiczną różdżką, wszyscy doprowadzili się do porządku i stanęli w kilku szeregach przed Elishamą, jak przed generałem. Bo trzeba tutaj zaznaczyć, że mleko miało tą jeszcze właściwość, że kto go skosztował, ten stawał się posłuszny, wobec tego organizmu, który je wytwarzał. Lisham założyła swą szatę, wstała i przemówiła:
- Moi drodzy, jak zapewne zauważyliście, Bóg się zestarzał. Wspólnie jesteśmy w stanie go pokonać.
- Po co? W jakim celu? - zawołał ktoś z tłumu.
- Żebyśmy sami mogli wybrać, przy użyciu Boskiego Panelu, do której z ras chcemy należeć! By ten stary dziad już nigdy nie mógł nas ukarać! I wreszcie - tu anielica objęła mnie w talii - w imię naszej miłości! Kto jest ze mną?
Tym razem nie było pytań ani protestów.
Jedynie milcząca zgoda.
KONIEC CZĘŚCI II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz