Długa przerwa była w funkcjonowaniu bloga - niestety nauka prędzej lub później dopada każdego ;-) To opowiadanko chodziło mi po głowie od pewnego czasu - niestety dopiero teraz znalazłam chwilę na zapisanie go. Prawdopodobnie będą tego 3 lub 4 części, nie jestem jeszcze pewna. Kończąc wstęp, życzę miłego czytania!
CZĘŚĆ I - WSZYSCY DO AUTOKARU!
Zawód dyrektora liceum nie jest taki zły - zwłaszcza jeżeli wspomniana placówka edukacyjna znajduje się w małej mieścinie położnej obok Białegostoku, gdyż wtedy trzeba wszelkimi sposobami zachęcać gimnazjalistów, aby zostali uczniami tego konkretnego LO. Właśnie dlatego kilka lat temu zadecydowano o stworzeniu tzw. objazdów, czyli wyjazdów w czasie których dyrektor, dwoje wybranych nauczycieli, kilkoro uczniów oraz rzecz jasna, koło teatralne zaprezentuje szkołę od jak najlepszej strony w gimnazjach położonych w pobliskich wioskach. Pomysł początkowo był traktowany jako eksperyment, ale gdy okazało się, że przyniósł oczekiwane efekty, stało się to stałą praktyką. Objazdy wypadały zawsze w terminie już po egzaminach gimnazjalnych, ale jeszcze przed maturami. Tak stało się i tym razem. O dziesiątej w autobusie byli prawie wszyscy - cały szkolny teatr, wolontariuszka, sportowiec, przewodnicząca samorządu uczniowskiego wraz ze swoim zastępcą oraz absolwent który ukończył liceum kilka lat wcześniej i miał niezłą pracę, złotousty geograf, a także nauczyciel historii, który równocześnie był opiekunem grupy młodych aktorów. Brakło oczywiście tylko dyrektora.
Adam Łoś zerknął na zegarek. Jeśli nie wyruszą w tej chwili, będą ostro spóźnieni.
- Pójdę po niego - powiedział do drugiego nauczyciela, wstając z miejsca. Wyszedł z autobusu i szybkim krokiem udał się w stronę budynku szkoły. Kiedy przechodził obok miejsca, w którym mur łączył się z budynkiem, tworząc zaciszny kącik dla zakochanych par lub uczniów chcących w spokoju zapalić papierosa, poczuł, że ktoś obejmuje go od tyłu i wciąga w cień. Zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, został przyparty do muru i namiętnie pocałowany. Osobą całującą był oczywiście Dariusz Wozniak, dyrektor. Od pół roku on i historyk byli kimś w rodzaju pary. Słowa "w rodzaju" są tu jak najbardziej na miejscu. Nie chodziło o to, że któryś z nich czuł się źle w tego typu relacjach, czy nawet o to, że pracowali razem (choć to oczywiście byłaby znacząca przeszkoda). Głównym problemem był fakt, że obaj mieli żony i dzieci, które kochali. Ale kochali też siebie nawzajem. Spotykali się więc ukradkowo, w hotelach, na wyjazdach szkoleniowych czy nawet w biurze dyrektora (ale tylko wtedy, gdy w sekretariacie obok nikogo nie było). W końcu Darek oderwał się od ust kochanka.
- Dzień dobry - powiedział cicho, z wyraźnym rozbawieniem. Był jednym z tych ludzi, którzy zawsze mają optymistyczne podejście do świata i uśmiech na twarzy, bez względu na to co by się nie działo. - Wyglądałeś na spiętego, więc pomyślałem, że pomogę ci się trochę rozluźnić.
- Spięty to będę, jak nas ktoś tu zobaczy. A tak w ogóle, to przez ciebie zaraz się spóźnimy - odparł Adam z lekką irytacją w głosie.
- Czyżby ktoś tu wstał lewą nóżką? Nikt nas nie zobaczy, wszyscy są przecież na lekcjach. A o spóźnienie się nie martw, dyrektorka gimnazjum, które odwiedzimy jako pierwsze, to moja dobra znajoma, nie będzie się złościła, jeśli stawimy się na miejscu kilka minut po czasie. Poza tym, chciałbym usłyszeć, że miło ci się ze mną widzieć. W końcu nieczęsto mamy okazję do schadzki.
- Nie traktuj objazdów jako okazji do ekhm... sam wiesz czego - czterdziestoletni historyk nerwowym ruchem poprawił zsuwające się z nosa okulary. Mimo posiadania trzech córek, żony i kochanka wciąż miał problemy z rozmowami na tematy miłosno-erotyczne. - Ale nie wątp proszę w to, że zawsze cieszę się, mogąc spędzać z tobą czas - na potwierdzenie swoich słów rudowłosy mężczyzna przyciągnął za krawat swojego kochanka i go pocałował. Po niedługiej chwili wyplątał się z objęć swojej sympatii i wyszedł z zaułka. - Chodź, bo naprawdę się spóźnimy - pan Łoś ruszył przodem, nie oglądając się za siebie, starając się siłą umysłu pozbyć rumieńców z policzków. Jeśli mu się nie uda, a ktoś zauważy, powie, że to przez bycie w garniturze w taki upał. Wozniakowi nie pozostało nic innego, jak tylko poprawić lekko przekrzywiony krawat i ruszyć za nim. Czasem kompletnie nie rozumiał zachowania ukochanego. Może to kwestia tego, że był dziesięć lat starszy (choć po wyglądzie nikt by nie poznał, że dyrektorowi rok temu stuknęła piątka z zerem), a może fakt, że nie typem osoby, która długo zastanawia się nad postępowaniem innych. Jako, że był wyższy bez problemu dogonił idącego szybkim krokiem Adama. Próbował go wciągnąć w jakąś gadkę-szmatkę o pogodzie, co niestety zakończyło się fiaskiem, w wyniku czego do autobusu dwójka ta wsiadła w milczeniu, przerwanym jedynie donośnym "Dzień dobry" dyrektora skierowanym do zgromadzonych wewnątrz pojazdu i odpowiedziami na nie. Zajęli swoje miejsca z przodu (tył okupowali uczniowie) i po chwili autobus ruszył.
Objazdy czas zacząć.
KONIEC CZĘŚCI I
Opowiadania by KimKas
Amatorskie opowiadania (yuri, yaoi, hentai and incest) głównie w klimatach fantasy
piątek, 29 maja 2015
piątek, 20 lutego 2015
Nienawidzisz czy kochasz? (Miniaturka, Szkolne, Yuri)
Skąd mi się w ogóle wzięło to opowiadanko? Cóż, jak każdy chyba uczeń, nie chcę wracać do szkoły ;^; A opowiadanko jest po to, żeby mi przypomnieć, że zawsze mogło być gorzej.
Każdy uczeń wie, że powrót do szkoły po mile spędzonym weekendzie jest trudny. Dla niektórych nawet jeszcze trudniejszy. Do takich osób tego konkretnego poniedziałku zaliczała się Mila. Przechorowała ostatni tydzień, wskutek czego zwleczenie się z łóżka o (barbarzyńskiej) godzinie szóstej rano, zjedzenie szybkiego śniadania, półgodzinny marsz do LO i nauka (o ile można tak nazwać siedzenie w ławce i słuchanie, bez żadnego zrozumienia, słów nauczycieli można uznać za uczenie się) wyczerpały ją psychicznie. W tej chwili siedziała z głową na kolanach i słuchawkami na uszach pod salą od matematyki. "To już ostania lekcja tego dnia" - powtarzała sobie. "Dam radę. Co prawda materiał jest trudny, Parabola jest jedną z najbardziej wymagających nauczycielek, a ja kompletnie nie ogarniam, nawet najprostszych wzorów matematycznych, ale to nic, dam sobie radę."
- Wszystko w porządku? - zapytała Milę siedząca obok Alina, przewodnicząca klasy.
- Tak, tak - Mila oparła się o ścianę. - Po prostu trochę zmęczył mnie dzisiejszy dzień.
- Rozumiem cię doskonale, dwa sprawdziany i do tego matma na koniec dnia. Myślisz, że zrobi nam kartkówkę?
- Nawet tak nie żartuj.
W chwili w której skończyła mówić, zadzwonił dzwonek, a minutę po tym jak Mila zwinęła i wrzuciła do plecaka słuchawki, pod klasą zjawiła się Parabola, nauczycielka matematyki. Szybko wpuściła uczniów do klasy. Uczniowie siedzący z tyłu nie zdążyli jeszcze dojść do swoich ławek, gdy nauczycielka zapytała:
- Ale czy ja mogę już zacząć lekcję? - w jej głosie brzmiały jednocześnie wyrzut i pogarda. Mieszanka idealna, aby ponad dwadzieścia rozgadanych młodych dziewcząt i kilku chłopców uciszyć na co najmniej dwadzieścia minut. Gdy wszyscy wyjęli zeszyty oraz inne niezbędne przedmioty, rozpoczęła się lekcja.
- Na razie nie notujcie, dam wam na to czas. Na razie słuchajcie, jak będę to wyjaśniać - powiedziała nauczycielka, rysując na tablicy kąt. - Żeby wyznaczyć sinus, cosinus, tangens lub cotangens dowolnego kąta, musicie....
Mila starała się słuchać, ale jej uwagę odciągał wygląd nauczycielki. Miała wrażenie, że pojawiło się coś nowego, ale nie mogła skojarzyć co to było. Ubrania? Nie, jak zwykle elegancka czarna sukienka z niedużym dekoltem. Buty też w porządku. Fryzura? Ten sam farbowany blond i cięcie co zawsze. W tym momencie nauczycielka się odwróciła. Makijaż? Nie. Naszyjnik? Tak, to jest to. Pierwszy raz Mila widziała, żeby profesorka miała na szyi coś oprócz bluzki. Srebrna sówka zakołysała się między piersiami, gdy nauczycielka zaczęła się przechadzać między ławkami. Piersi też ma niczego sobie, mówiąc szczerze. I w ogóle nieźle się trzyma, jak na kobietę w jej wieku. Dziewczyna nie wiedziała, ile dokładnie Parabola ma lat, ale na pewno więcej niż jej mama. Moment, jeśli psorka przechadza się między uczniami... Mila spojrzała na tablicę. Tak jak się spodziewała, na tablic były dwa bardzo szczegółowe rysunki oraz mnóstwo obliczeń. Nastolatka pobiła chyba rekord w szybkim pisaniu, bo gdy nauczycielka zbliżyła się do jej ławki, kończyła przepisywać obliczenia z drugiego rysunku.
- Dobrze moi drodzy, przechodzimy do ćwiczeń - powiedziała w końcu Parabola, siadając za biurkiem. - Dyżurny niech zetrze tablicę, a reszta otwiera zbiory na zadaniu 6,10. Kto spróbuje je rozwiązać przy tablicy? Nie bójcie się, ja pomogę - rzuciła uczniom uśmiech smoka, któremu właśnie przyniesiono na pożarcie wyjątkowo śliczną księżniczkę. - Nikt? No dobrze, to dyżurna, skoro i tak już stoi.
Dyżurna, która właśnie była w połowie drogi do swojej ławki, zawróciła się na pięcie, po drodze pożyczając od kogoś zbiór i z miną skazańca idącego na ścięcie, przepisała przykład.
Koniec końców udało jej się wybrnąć z kłopotu, jednak gdy skończyła, do dzwonka zostało zaledwie kilka minut.
- Myślę, że zdążymy jeszcze zrobić pierwszy przykład z zadania 6,13. Oczywiście, to czego nie zdążyliśmy zrobić na lekcji, robicie w domu. Więc, kto się zgłasza? Nikt? No to weźmiemy kogoś, kogo dawno nie widziałam przy tablicy - zerknęła do dziennika. - Mila, ty ostatnio chorowałaś, to chodź, poćwiczysz sobie.
Nastolatka z duszą na ramieniu i zbiorem zadań w ręku podeszła do tablicy. Otworzyła mazak. Przepisała przykład. Zrobiła do momentu, do którego umiała zrobić. Zamarła, błagając w myślach o dzwonek.
- No, co się stało? - zapytała Parabola. Sekundę po tym jak wybrzmiała ostatnia sylaba pytania, zadzwonił dzwonek. Uczniowie zaczęli się cichaczem pakować, a Mila starała się niepostrzeżenie przemknąć do ławki.
- Wszyscy wychodzą, a Mila wraca do tablicy - zarządziła nauczycielka. Wszyscy momentalnie się zmyli, jedynie przyjaciółka Mili, Margot, zatrzymała się na chwilę, aby pocieszająco uścisnąć ramię dziewczyny. Po wyjściu ostatniej osoby, Parabola zamknęła drzwi na klucz, po czym oparła się o pierwszą ławkę, obserwując jak dziewczyna męczy się z zadaniem.
- W ogóle nie uważałaś na mojej lekcji, prawda? - podeszła i oparła się o ramię dziewczyny, ujmując jej trzymającą marker dłoń swoją. - Ten wzór - zakreśliła markerem okrąg dookoła niego. - Trzeba przekształcić - dokonała odpowiedniego przekształcenia, po czym puściła rękę dziewczyny, nie przestając się o nią opierać. - Dalej spróbuj sama.
Mila podstawiła dane do wzoru i zaczęła rozwiązywać zadanie, co jakiś czas zerkając kątem oka na nauczycielkę.
- Podobam ci się? - zapytała znienacka kobieta. Dłoń dziewczyny zamarła chwilę przed tym, jak chciała podkreślić wynik, a nauczycielka mówiła dalej. - Zauważyłam, że często mi się przyglądasz.
- Emm, co powinnam teraz zrobić?
- Zależy, o co pytasz - Parabola ponownie chwyciła dłoń dziewczyny i podwójną linią podkreśliła wynik. Następnie zatknęła i odłożyła marker. Potem szybkim i stanowczym ruchem obróciła dziewczynę, sadzając ją na półce pod tablicą. Teraz ich głowy znajdowały się na równym poziomie, a piersi zetknęły. Srebrna sówka ukuła ją w okolicach obojczyka. Mila oddychała płytko, zaskoczona i nieco przestraszona. A że jej usta były akurat otwarte... Poczuła wargi kobiety przy swoich, a po chwili także język w ustach. Pisnęła cicho, gdy nauczycielka włożyła jej rękę pod bluzkę. W chwili, kiedy profesorka pieściła przez stanik pierś uczennicy, ktoś zapukał do drzwi. Nauczycielka oderwała się niechętnie od dotychczasowego zajęcia.
- Spakuj się i wyjdź. Dokończymy innym razem - powiedziała swoim zwykłym tonem, tak jakby nic się nie wydarzyło, na tyle głośno, żeby osoba za drzwiami mogła do usłyszeć. Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wystarczyła minuta, żeby była gotowa do wyjścia. Wtedy profesorka otworzyła drzwi, wpuszczając do środka kolegę-matematyka, który miał do omówienia jakąś ważną sprawę.
Mila wyszła niezauważona, wciąż się rumieniąc.
Każdy uczeń wie, że powrót do szkoły po mile spędzonym weekendzie jest trudny. Dla niektórych nawet jeszcze trudniejszy. Do takich osób tego konkretnego poniedziałku zaliczała się Mila. Przechorowała ostatni tydzień, wskutek czego zwleczenie się z łóżka o (barbarzyńskiej) godzinie szóstej rano, zjedzenie szybkiego śniadania, półgodzinny marsz do LO i nauka (o ile można tak nazwać siedzenie w ławce i słuchanie, bez żadnego zrozumienia, słów nauczycieli można uznać za uczenie się) wyczerpały ją psychicznie. W tej chwili siedziała z głową na kolanach i słuchawkami na uszach pod salą od matematyki. "To już ostania lekcja tego dnia" - powtarzała sobie. "Dam radę. Co prawda materiał jest trudny, Parabola jest jedną z najbardziej wymagających nauczycielek, a ja kompletnie nie ogarniam, nawet najprostszych wzorów matematycznych, ale to nic, dam sobie radę."
- Wszystko w porządku? - zapytała Milę siedząca obok Alina, przewodnicząca klasy.
- Tak, tak - Mila oparła się o ścianę. - Po prostu trochę zmęczył mnie dzisiejszy dzień.
- Rozumiem cię doskonale, dwa sprawdziany i do tego matma na koniec dnia. Myślisz, że zrobi nam kartkówkę?
- Nawet tak nie żartuj.
W chwili w której skończyła mówić, zadzwonił dzwonek, a minutę po tym jak Mila zwinęła i wrzuciła do plecaka słuchawki, pod klasą zjawiła się Parabola, nauczycielka matematyki. Szybko wpuściła uczniów do klasy. Uczniowie siedzący z tyłu nie zdążyli jeszcze dojść do swoich ławek, gdy nauczycielka zapytała:
- Ale czy ja mogę już zacząć lekcję? - w jej głosie brzmiały jednocześnie wyrzut i pogarda. Mieszanka idealna, aby ponad dwadzieścia rozgadanych młodych dziewcząt i kilku chłopców uciszyć na co najmniej dwadzieścia minut. Gdy wszyscy wyjęli zeszyty oraz inne niezbędne przedmioty, rozpoczęła się lekcja.
- Na razie nie notujcie, dam wam na to czas. Na razie słuchajcie, jak będę to wyjaśniać - powiedziała nauczycielka, rysując na tablicy kąt. - Żeby wyznaczyć sinus, cosinus, tangens lub cotangens dowolnego kąta, musicie....
Mila starała się słuchać, ale jej uwagę odciągał wygląd nauczycielki. Miała wrażenie, że pojawiło się coś nowego, ale nie mogła skojarzyć co to było. Ubrania? Nie, jak zwykle elegancka czarna sukienka z niedużym dekoltem. Buty też w porządku. Fryzura? Ten sam farbowany blond i cięcie co zawsze. W tym momencie nauczycielka się odwróciła. Makijaż? Nie. Naszyjnik? Tak, to jest to. Pierwszy raz Mila widziała, żeby profesorka miała na szyi coś oprócz bluzki. Srebrna sówka zakołysała się między piersiami, gdy nauczycielka zaczęła się przechadzać między ławkami. Piersi też ma niczego sobie, mówiąc szczerze. I w ogóle nieźle się trzyma, jak na kobietę w jej wieku. Dziewczyna nie wiedziała, ile dokładnie Parabola ma lat, ale na pewno więcej niż jej mama. Moment, jeśli psorka przechadza się między uczniami... Mila spojrzała na tablicę. Tak jak się spodziewała, na tablic były dwa bardzo szczegółowe rysunki oraz mnóstwo obliczeń. Nastolatka pobiła chyba rekord w szybkim pisaniu, bo gdy nauczycielka zbliżyła się do jej ławki, kończyła przepisywać obliczenia z drugiego rysunku.
- Dobrze moi drodzy, przechodzimy do ćwiczeń - powiedziała w końcu Parabola, siadając za biurkiem. - Dyżurny niech zetrze tablicę, a reszta otwiera zbiory na zadaniu 6,10. Kto spróbuje je rozwiązać przy tablicy? Nie bójcie się, ja pomogę - rzuciła uczniom uśmiech smoka, któremu właśnie przyniesiono na pożarcie wyjątkowo śliczną księżniczkę. - Nikt? No dobrze, to dyżurna, skoro i tak już stoi.
Dyżurna, która właśnie była w połowie drogi do swojej ławki, zawróciła się na pięcie, po drodze pożyczając od kogoś zbiór i z miną skazańca idącego na ścięcie, przepisała przykład.
Koniec końców udało jej się wybrnąć z kłopotu, jednak gdy skończyła, do dzwonka zostało zaledwie kilka minut.
- Myślę, że zdążymy jeszcze zrobić pierwszy przykład z zadania 6,13. Oczywiście, to czego nie zdążyliśmy zrobić na lekcji, robicie w domu. Więc, kto się zgłasza? Nikt? No to weźmiemy kogoś, kogo dawno nie widziałam przy tablicy - zerknęła do dziennika. - Mila, ty ostatnio chorowałaś, to chodź, poćwiczysz sobie.
Nastolatka z duszą na ramieniu i zbiorem zadań w ręku podeszła do tablicy. Otworzyła mazak. Przepisała przykład. Zrobiła do momentu, do którego umiała zrobić. Zamarła, błagając w myślach o dzwonek.
- No, co się stało? - zapytała Parabola. Sekundę po tym jak wybrzmiała ostatnia sylaba pytania, zadzwonił dzwonek. Uczniowie zaczęli się cichaczem pakować, a Mila starała się niepostrzeżenie przemknąć do ławki.
- Wszyscy wychodzą, a Mila wraca do tablicy - zarządziła nauczycielka. Wszyscy momentalnie się zmyli, jedynie przyjaciółka Mili, Margot, zatrzymała się na chwilę, aby pocieszająco uścisnąć ramię dziewczyny. Po wyjściu ostatniej osoby, Parabola zamknęła drzwi na klucz, po czym oparła się o pierwszą ławkę, obserwując jak dziewczyna męczy się z zadaniem.
- W ogóle nie uważałaś na mojej lekcji, prawda? - podeszła i oparła się o ramię dziewczyny, ujmując jej trzymającą marker dłoń swoją. - Ten wzór - zakreśliła markerem okrąg dookoła niego. - Trzeba przekształcić - dokonała odpowiedniego przekształcenia, po czym puściła rękę dziewczyny, nie przestając się o nią opierać. - Dalej spróbuj sama.
Mila podstawiła dane do wzoru i zaczęła rozwiązywać zadanie, co jakiś czas zerkając kątem oka na nauczycielkę.
- Podobam ci się? - zapytała znienacka kobieta. Dłoń dziewczyny zamarła chwilę przed tym, jak chciała podkreślić wynik, a nauczycielka mówiła dalej. - Zauważyłam, że często mi się przyglądasz.
- Emm, co powinnam teraz zrobić?
- Zależy, o co pytasz - Parabola ponownie chwyciła dłoń dziewczyny i podwójną linią podkreśliła wynik. Następnie zatknęła i odłożyła marker. Potem szybkim i stanowczym ruchem obróciła dziewczynę, sadzając ją na półce pod tablicą. Teraz ich głowy znajdowały się na równym poziomie, a piersi zetknęły. Srebrna sówka ukuła ją w okolicach obojczyka. Mila oddychała płytko, zaskoczona i nieco przestraszona. A że jej usta były akurat otwarte... Poczuła wargi kobiety przy swoich, a po chwili także język w ustach. Pisnęła cicho, gdy nauczycielka włożyła jej rękę pod bluzkę. W chwili, kiedy profesorka pieściła przez stanik pierś uczennicy, ktoś zapukał do drzwi. Nauczycielka oderwała się niechętnie od dotychczasowego zajęcia.
- Spakuj się i wyjdź. Dokończymy innym razem - powiedziała swoim zwykłym tonem, tak jakby nic się nie wydarzyło, na tyle głośno, żeby osoba za drzwiami mogła do usłyszeć. Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wystarczyła minuta, żeby była gotowa do wyjścia. Wtedy profesorka otworzyła drzwi, wpuszczając do środka kolegę-matematyka, który miał do omówienia jakąś ważną sprawę.
Mila wyszła niezauważona, wciąż się rumieniąc.
sobota, 14 lutego 2015
Angels of darkness (Fantasy, Romans, Yuri) - część III, czyli epickie zakończenie serii
Na początek przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Niestety szkoła i różne inne zajęcia skutecznie zeżarły resztki mego czasu wolnego :<
Oto i ostateczny koniec losów naszych bohaterów.
Czy uda im się pokonać samego Boga?
Przekonajcie się już za chwilę,
czytając III część "Angel of Darkness"!
CZĘŚĆ III - BITWA O WSZYSTKO
W chwili, z którą mieliśmy wyruszać, rozstąpiły się niebiosa i pojawił się archanioł Michał, niebiański generał i wielki wojownik, a za nim postąpiły zastępy niebieskie. Gdy niebiosa się zamknęły archanioł przemówił do nas tymi słowy:
- Bóg nasz nie może już dłużej znieść waszych spisków, niewdzięczności, Sodomii i Gomorii, jaka panuje między tymi, którzy powinni być sobie wrogami. Wysłał więc mnie wraz z oddziałami, żebyśmy zmietli was z powierzchni tego świata. Jednakże, jako że Bóg jest miłosierny, daje wam możliwość wyboru: rozdzielcie się na wieczność i nie spotykajcie już nigdy, a wasze grzechy zostaną wybaczone lub zgińcie w walce.
Rozległ się głośny śmiech. Anioły i demony rozstąpiły się, ukazując Michałowi tę, która się śmiała - Sariel.
- Nie rozśmieszaj mnie, archaniele - powiedziała, gdy już się uspokoiła. - Miałam rozdzielić się z mymi przyjaciółmi, nigdy nie spotkać mojej kochanki, która jest mi droższa niż własne życie, nie wspominając już nawet o rozstaniu z mą bliźniaczką... Tak twoim zdaniem wygląda miłosierdzie? O nie archaniele, tak łatwo to nie będzie - przy tych słowach przyjęła swoją prawdziwą formę: jej ciemne włosy rozjaśniły się niemal do bieli, skóra ściemniała niemal do czerni, a paznokcie się wydłużyły. Pojawiło się również stalowoszare body, a w ręce czarny miecz, na który wszyscy wybałuszyliśmy oczy. Nie był to pierwszy lepszy miecz.
- Skąd masz archanielski miecz Lucyfera, Sariel? - zapytał ze zdziwieniem w głosie archanioł.
- Ojczulek Luc czuł, że coś się szykuje, więc mi go pożyczył. Wasz pojedynek z tego co pamiętam, został przerwany przez Boga. Ja jestem najlepszą uczennicą Luca, jedną z najlepszych szermierek piekła. Proponuję Ci pojedynek Michale: jeśli mnie zabijesz, reszta dostosuje się do postawionych nam wymagań, jeśli natomiast ja zabiję ciebie, Bóg da nam spokój.
Archanioł zastanawiał się przez chwilę.
- To uczciwy układ. Zróbcie nam trochę miejsca - powiedział w końcu, materializując w dłoni swój słynny złoty miecz.
W czasie, gdy anioły i demony pośpiesznie się przesuwały, próbując zrobić coś w rodzaju areny dla walczących, Gaudriel i Jetrel przytuliły się do Sariel na przemian płacząc, klnąc i prosząc ją, żeby tego nie robiła, że na pewno jest inne wyjście. Michał zamarł w oczekiwaniu, taktownie wpatrując się w chmury, gdy demonica próbowała uwolnić się od swoich kochanek. W końcu demonica namiętnie pocałowała najpierw jedną, później drugą kochankę i błyskawicznie wyślizgnęła się z pomiędzy nich. Stanęła naprzeciwko swojego przeciwnika, który spojrzał jej prosto w oczy, pytając:
- Na jakich zasadach będziemy walczyć?
- Na wojnie nie ma żadnych zasad.
- Doskonale - uśmiechnął się, po czym w mgnieniu oka zaatakował Sariel. Jednak ostrze nawet jej nie drasnęło.
- Mój ruch - powiedziała, robiąc piruet i wykonując atak z góry. Archanioł zdążył go jednak sparować. Wzbił się na skrzydłach i zaczął na nią pikować z wyciągniętym przed siebie mieczem. Odskoczyła w ostatniej chwili, a Michał ledwie wyhamował nad ziemią. Ich walka przypominała skomplikowany taniec, który wszyscy obserwowali ze wstrzymanym oddechem.
- Mogę uwierzyć, że jesteś jedną z najlepszych uczennic Luca - powiedział po kilkunastu minutach, zgrabnie parując kolejny atak. - Ale nie jesteś nim, mogę cię pokonać.
- Jeszcze się okaże - warknęła, po raz kolejny machnąwszy mieczem. Tym razem archanioł nie był wystarczająco szybki i czarny miecz naciął lekko jego prawe skrzydło. Walka toczyła się jednak dalej. W pewnym momencie Michał przeskoczył ponad Sariel, jednak zamiast wylądować, tak jak wszyscy się spodziewali, za jej plecami - skręcił i wylądował przy jej prawym boku. Szybko chwycił złoty miecz w obie dłonie i wbił go między jej żebra. Ostrze przeszło na wylot. Sariel spróbowała schwycić powietrze w płuca, ale na jej ustach pojawiła się krwawa piana.
- Przepraszam - zdążyła wycharczeć, zanim Michał wyszarpnął miecz, a jej ciało padło na ziemię.
- Sariel! - rozległ się pełen rozpaczy krzyk dwóch demonic, które kochały ją bardziej niż ktokolwiek. Teraz jednak było już za późno na jakiekolwiek krzyki.
- Niewątpliwie była utalentowana - stwierdził archanioł, tonem przemawiającego na pogrzebie księdza. - Czy teraz poddacie się woli bożej?
Jetrel i Gaudriel roześmiały się gorzko, przez łzy.
- Poddać się? - zapytała pierwsza z nich, ukazując się w swojej prawdziwej formie i z dwoma identycznymi mieczami w rękach. Drugi prawdopodobnie należał do Sariel.
- Śmierć naszej ukochanej nie pójdzie na marne - zawoła strasznym głosem Gaudriel, a w jej rękach pojawiły się dwa sztylety o długich ostrzach.
Obie w ułamku sekundy rzuciły się na archanioła.
Chwilę później inni poszli w ich ślady, podejmując walkę z zastępami anielskimi.
Rozgorzała regularna bitwa, bitwa o wszystko co było w ich życiu ważne. Straszna bitwa, zakończona śmiercią wielu znanych i cenionych w świecie pozagrobowych. Wszechmogącego nie można pokonać.
Opowieść została spisana przez piekielnego kronikarza i jego anielskiego brata ku pamięci: Bithiel, Elishamy, Kamael, Arael, Chakel, Hanael, Turael, Adbeel, Elkany, Nelchael, Gaudriel, Jetrel (i wielu innych) i przede wszystkim Sariel. Niech ich bohaterstwo i odwaga w walce o swoje przekonania zostaną zapamiętane na wieki.
OSTATECZNY KONIEC
CZĘŚĆ III - BITWA O WSZYSTKO
W chwili, z którą mieliśmy wyruszać, rozstąpiły się niebiosa i pojawił się archanioł Michał, niebiański generał i wielki wojownik, a za nim postąpiły zastępy niebieskie. Gdy niebiosa się zamknęły archanioł przemówił do nas tymi słowy:
- Bóg nasz nie może już dłużej znieść waszych spisków, niewdzięczności, Sodomii i Gomorii, jaka panuje między tymi, którzy powinni być sobie wrogami. Wysłał więc mnie wraz z oddziałami, żebyśmy zmietli was z powierzchni tego świata. Jednakże, jako że Bóg jest miłosierny, daje wam możliwość wyboru: rozdzielcie się na wieczność i nie spotykajcie już nigdy, a wasze grzechy zostaną wybaczone lub zgińcie w walce.
Rozległ się głośny śmiech. Anioły i demony rozstąpiły się, ukazując Michałowi tę, która się śmiała - Sariel.
- Nie rozśmieszaj mnie, archaniele - powiedziała, gdy już się uspokoiła. - Miałam rozdzielić się z mymi przyjaciółmi, nigdy nie spotkać mojej kochanki, która jest mi droższa niż własne życie, nie wspominając już nawet o rozstaniu z mą bliźniaczką... Tak twoim zdaniem wygląda miłosierdzie? O nie archaniele, tak łatwo to nie będzie - przy tych słowach przyjęła swoją prawdziwą formę: jej ciemne włosy rozjaśniły się niemal do bieli, skóra ściemniała niemal do czerni, a paznokcie się wydłużyły. Pojawiło się również stalowoszare body, a w ręce czarny miecz, na który wszyscy wybałuszyliśmy oczy. Nie był to pierwszy lepszy miecz.
- Skąd masz archanielski miecz Lucyfera, Sariel? - zapytał ze zdziwieniem w głosie archanioł.
- Ojczulek Luc czuł, że coś się szykuje, więc mi go pożyczył. Wasz pojedynek z tego co pamiętam, został przerwany przez Boga. Ja jestem najlepszą uczennicą Luca, jedną z najlepszych szermierek piekła. Proponuję Ci pojedynek Michale: jeśli mnie zabijesz, reszta dostosuje się do postawionych nam wymagań, jeśli natomiast ja zabiję ciebie, Bóg da nam spokój.
Archanioł zastanawiał się przez chwilę.
- To uczciwy układ. Zróbcie nam trochę miejsca - powiedział w końcu, materializując w dłoni swój słynny złoty miecz.
W czasie, gdy anioły i demony pośpiesznie się przesuwały, próbując zrobić coś w rodzaju areny dla walczących, Gaudriel i Jetrel przytuliły się do Sariel na przemian płacząc, klnąc i prosząc ją, żeby tego nie robiła, że na pewno jest inne wyjście. Michał zamarł w oczekiwaniu, taktownie wpatrując się w chmury, gdy demonica próbowała uwolnić się od swoich kochanek. W końcu demonica namiętnie pocałowała najpierw jedną, później drugą kochankę i błyskawicznie wyślizgnęła się z pomiędzy nich. Stanęła naprzeciwko swojego przeciwnika, który spojrzał jej prosto w oczy, pytając:
- Na jakich zasadach będziemy walczyć?
- Na wojnie nie ma żadnych zasad.
- Doskonale - uśmiechnął się, po czym w mgnieniu oka zaatakował Sariel. Jednak ostrze nawet jej nie drasnęło.
- Mój ruch - powiedziała, robiąc piruet i wykonując atak z góry. Archanioł zdążył go jednak sparować. Wzbił się na skrzydłach i zaczął na nią pikować z wyciągniętym przed siebie mieczem. Odskoczyła w ostatniej chwili, a Michał ledwie wyhamował nad ziemią. Ich walka przypominała skomplikowany taniec, który wszyscy obserwowali ze wstrzymanym oddechem.
- Mogę uwierzyć, że jesteś jedną z najlepszych uczennic Luca - powiedział po kilkunastu minutach, zgrabnie parując kolejny atak. - Ale nie jesteś nim, mogę cię pokonać.
- Jeszcze się okaże - warknęła, po raz kolejny machnąwszy mieczem. Tym razem archanioł nie był wystarczająco szybki i czarny miecz naciął lekko jego prawe skrzydło. Walka toczyła się jednak dalej. W pewnym momencie Michał przeskoczył ponad Sariel, jednak zamiast wylądować, tak jak wszyscy się spodziewali, za jej plecami - skręcił i wylądował przy jej prawym boku. Szybko chwycił złoty miecz w obie dłonie i wbił go między jej żebra. Ostrze przeszło na wylot. Sariel spróbowała schwycić powietrze w płuca, ale na jej ustach pojawiła się krwawa piana.
- Przepraszam - zdążyła wycharczeć, zanim Michał wyszarpnął miecz, a jej ciało padło na ziemię.
- Sariel! - rozległ się pełen rozpaczy krzyk dwóch demonic, które kochały ją bardziej niż ktokolwiek. Teraz jednak było już za późno na jakiekolwiek krzyki.
- Niewątpliwie była utalentowana - stwierdził archanioł, tonem przemawiającego na pogrzebie księdza. - Czy teraz poddacie się woli bożej?
Jetrel i Gaudriel roześmiały się gorzko, przez łzy.
- Poddać się? - zapytała pierwsza z nich, ukazując się w swojej prawdziwej formie i z dwoma identycznymi mieczami w rękach. Drugi prawdopodobnie należał do Sariel.
- Śmierć naszej ukochanej nie pójdzie na marne - zawoła strasznym głosem Gaudriel, a w jej rękach pojawiły się dwa sztylety o długich ostrzach.
Obie w ułamku sekundy rzuciły się na archanioła.
Chwilę później inni poszli w ich ślady, podejmując walkę z zastępami anielskimi.
Rozgorzała regularna bitwa, bitwa o wszystko co było w ich życiu ważne. Straszna bitwa, zakończona śmiercią wielu znanych i cenionych w świecie pozagrobowych. Wszechmogącego nie można pokonać.
Opowieść została spisana przez piekielnego kronikarza i jego anielskiego brata ku pamięci: Bithiel, Elishamy, Kamael, Arael, Chakel, Hanael, Turael, Adbeel, Elkany, Nelchael, Gaudriel, Jetrel (i wielu innych) i przede wszystkim Sariel. Niech ich bohaterstwo i odwaga w walce o swoje przekonania zostaną zapamiętane na wieki.
OSTATECZNY KONIEC
piątek, 6 lutego 2015
Angels of darkness (Fantasy, Romans, Yuri) - część II
No i doczekaliśmy się drugiej części opowiadania. Powstawało w trudzie, pocie, krwi i łzach. Mam nadzieję, że za bardzo tego po nim nie widać. To opowiadanie jest mało seksualne, raczej fabularne. Pojawiły się też dwie nowe osóbki, ale nietrudno zgadnąć kim są. Cóż,tak czy inaczej, miłego czytania! :)
CZĘŚĆ II - PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ
Bóg odszedł, a wszyscy dookoła pomstowali lub lamentowali. Ja po prostu leżałam - nie chciało mi się ruszać.
- Hej - usłyszałam nagle nad swoją głową. Podniosłam wzrok. Stała nade mną czarnowłosa demonica z męską fryzurą i władczym spojrzeniem. Ubrana była w krzykliwą, czerwoną sukienkę. Nie widziałam jej tu nigdy wcześniej. - Jestem Nelchael. Wszystko w porządku? Pomóc ci wstać?
- Tak i tak proszę - krótkim zdaniem odpowiedziałam na oba pytania.
- Mio dios! - doszedł do nas okrzyk Kamael, która dopiero co się pojawiła. - Poszłam tylko po zakupy, uzupełnić zapas farb i już się coś wydarzyło? - Arael zalewając się łzami rzuciła się na szyję kochanki, niemal przewracając ją przy tym na ziemię i zaczęła jej wyjaśniać, co się wydarzyło.
Ciekawe, gdzie się podziewa moja droga Lisham? - ledwie zdążyłam to pomyśleć, a przed moimi oczami pojawiła się niezwykła jasność. Stojąca obok demonica cofnęła się dwa kroki, zasłaniając ręką oczy.
- No siema, siemka, Elishama wraca zmęczona od kochanka - zakrzyknęła z uśmiechem na ustach moja miłość.
- Jakim cudem nikt jej jeszcze nie wywalił z Nieba? Przecież Luc za coś takiego wyleciał z hukiem - szepnęła mi do ucha Nelchael.
- A bo ja wiem? - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - Ejże! - zawołałam do Lisham - Co to za kochanek, co?
- Nauczyciel tańca - odparła, składając skrzydła i stając przede mną Elishama. Znamy się już od długiego czasu, jesteśmy wręcz swego rodzaju parą, a mimo tego wciąż miękną mi kolana na jej widok. - Umiem salsę - oznajmiła z wielkim uśmiechem na ustach.
- Wybaczę Ci tą zdradę, pod warunkiem, że będziesz umiała jeszcze tango, walca i inne tańce towarzyskie - powiedziałam, udając, że wciąż się jeszcze się na nią boczę.
- Kochana, daj mi pięć latek, a będę śmigać jak kochanek. BĘDZIESZ DUMNA, ŻE ZE MNĄ TAŃCZYSZ - przytuliła mnie mocno i namiętnie pocałowała. Jej usta przy moich są tak cudowne... Westchnęłam, gdy mnie puściła. - A tak w ogóle to jakoś inaczej wyglądasz. Zresztą - rozejrzała się po polu bitwy - nie tylko ty. Coś się stało, jak mnie nie było?
Pokrótce wyjaśniłam jej sytuację. Gdy skończyłam mówić, zamyśliła się.
- Co teraz zrobimy? - zapytałam ją.
- Mam pewien pomysł. Ej wy tam - zwróciła się w stronę lubieżnego trio, które teraz, gdy ruda Jetrel dostała skrzydła, wyglądało jeszcze dziwaczniej, choć w tej dziwności także seksowniej, niż zazwyczaj. - Będę potrzebowała waszej pomocy.
- A niby dlaczego miałybyśmy ci pomagać? - spytała Sariel.
Kłótnia wisiała w powietrzu, ale napiętą atmosferę przerwało nadejście anielicy, która na szyi miała dużą kartkę z napisem : ELKANA SZUKA ŻONY
Imię Elkana można przetłumaczyć jako "Bóg nawiedził". Niezłe wyczucie czasu.
- Szukam żony - powiedziała złotowłosa anielica i na chwilę zapadła grobowa cisza.
- Ja! - zawołała nagle Adbeel. - Ja zostanę Twoją żoną.
Gdy jednak spróbowała dotknąć Kany, rubin na jej szyi boleśnie poparzył jej skórę. Ona nie poddała się jednak i zawołała: "Moja miłość jest silniejsza niż wiara!". Po tych słowach naszyjnik rozpadł się na tysiąc kawałków, jej ciało wróciło do demonicznej formy, a ona dosłownie przyssała się do ust wybranki.
Gdy inne zauważyły, że miłość ma tak wielką moc, że może przezwyciężyć nawet boskie okowy - rzuciły się do siebie, odnawiając dawne przyrzeczenia zarówno przy pomocy ust jak i innych części ciała.
I ja przypadłam do piersi Lisham. Gładziłam je, całowałam, ssałam. I przy tej ostatniej czynności stał się cud - z piersi Elishamy wprost do moich ust trysnęło mleko. Ale jakie mleko! W konsystencji gęste jak śmietanka, a w smaku jak ambrozja albo nektar jakowychś rajskich owoców. I widząc to, choć z ciężkim sercem, zaprosiłyśmy innych - demony i anioły - by skosztowały tego cudu. I gdy mleko uszło z jej piersi na polu bitwy nie było nikogo (prócz, rzecz jasna, samej Lisham) kto by go nie miał w ustach. I jakby kto machnął magiczną różdżką, wszyscy doprowadzili się do porządku i stanęli w kilku szeregach przed Elishamą, jak przed generałem. Bo trzeba tutaj zaznaczyć, że mleko miało tą jeszcze właściwość, że kto go skosztował, ten stawał się posłuszny, wobec tego organizmu, który je wytwarzał. Lisham założyła swą szatę, wstała i przemówiła:
- Moi drodzy, jak zapewne zauważyliście, Bóg się zestarzał. Wspólnie jesteśmy w stanie go pokonać.
- Po co? W jakim celu? - zawołał ktoś z tłumu.
- Żebyśmy sami mogli wybrać, przy użyciu Boskiego Panelu, do której z ras chcemy należeć! By ten stary dziad już nigdy nie mógł nas ukarać! I wreszcie - tu anielica objęła mnie w talii - w imię naszej miłości! Kto jest ze mną?
Tym razem nie było pytań ani protestów.
Jedynie milcząca zgoda.
KONIEC CZĘŚCI II
CZĘŚĆ II - PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ
Bóg odszedł, a wszyscy dookoła pomstowali lub lamentowali. Ja po prostu leżałam - nie chciało mi się ruszać.
- Hej - usłyszałam nagle nad swoją głową. Podniosłam wzrok. Stała nade mną czarnowłosa demonica z męską fryzurą i władczym spojrzeniem. Ubrana była w krzykliwą, czerwoną sukienkę. Nie widziałam jej tu nigdy wcześniej. - Jestem Nelchael. Wszystko w porządku? Pomóc ci wstać?
- Tak i tak proszę - krótkim zdaniem odpowiedziałam na oba pytania.
- Mio dios! - doszedł do nas okrzyk Kamael, która dopiero co się pojawiła. - Poszłam tylko po zakupy, uzupełnić zapas farb i już się coś wydarzyło? - Arael zalewając się łzami rzuciła się na szyję kochanki, niemal przewracając ją przy tym na ziemię i zaczęła jej wyjaśniać, co się wydarzyło.
Ciekawe, gdzie się podziewa moja droga Lisham? - ledwie zdążyłam to pomyśleć, a przed moimi oczami pojawiła się niezwykła jasność. Stojąca obok demonica cofnęła się dwa kroki, zasłaniając ręką oczy.
- No siema, siemka, Elishama wraca zmęczona od kochanka - zakrzyknęła z uśmiechem na ustach moja miłość.
- Jakim cudem nikt jej jeszcze nie wywalił z Nieba? Przecież Luc za coś takiego wyleciał z hukiem - szepnęła mi do ucha Nelchael.
- A bo ja wiem? - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - Ejże! - zawołałam do Lisham - Co to za kochanek, co?
- Nauczyciel tańca - odparła, składając skrzydła i stając przede mną Elishama. Znamy się już od długiego czasu, jesteśmy wręcz swego rodzaju parą, a mimo tego wciąż miękną mi kolana na jej widok. - Umiem salsę - oznajmiła z wielkim uśmiechem na ustach.
- Wybaczę Ci tą zdradę, pod warunkiem, że będziesz umiała jeszcze tango, walca i inne tańce towarzyskie - powiedziałam, udając, że wciąż się jeszcze się na nią boczę.
- Kochana, daj mi pięć latek, a będę śmigać jak kochanek. BĘDZIESZ DUMNA, ŻE ZE MNĄ TAŃCZYSZ - przytuliła mnie mocno i namiętnie pocałowała. Jej usta przy moich są tak cudowne... Westchnęłam, gdy mnie puściła. - A tak w ogóle to jakoś inaczej wyglądasz. Zresztą - rozejrzała się po polu bitwy - nie tylko ty. Coś się stało, jak mnie nie było?
Pokrótce wyjaśniłam jej sytuację. Gdy skończyłam mówić, zamyśliła się.
- Co teraz zrobimy? - zapytałam ją.
- Mam pewien pomysł. Ej wy tam - zwróciła się w stronę lubieżnego trio, które teraz, gdy ruda Jetrel dostała skrzydła, wyglądało jeszcze dziwaczniej, choć w tej dziwności także seksowniej, niż zazwyczaj. - Będę potrzebowała waszej pomocy.
- A niby dlaczego miałybyśmy ci pomagać? - spytała Sariel.
Kłótnia wisiała w powietrzu, ale napiętą atmosferę przerwało nadejście anielicy, która na szyi miała dużą kartkę z napisem : ELKANA SZUKA ŻONY
Imię Elkana można przetłumaczyć jako "Bóg nawiedził". Niezłe wyczucie czasu.
- Szukam żony - powiedziała złotowłosa anielica i na chwilę zapadła grobowa cisza.
- Ja! - zawołała nagle Adbeel. - Ja zostanę Twoją żoną.
Gdy jednak spróbowała dotknąć Kany, rubin na jej szyi boleśnie poparzył jej skórę. Ona nie poddała się jednak i zawołała: "Moja miłość jest silniejsza niż wiara!". Po tych słowach naszyjnik rozpadł się na tysiąc kawałków, jej ciało wróciło do demonicznej formy, a ona dosłownie przyssała się do ust wybranki.
Gdy inne zauważyły, że miłość ma tak wielką moc, że może przezwyciężyć nawet boskie okowy - rzuciły się do siebie, odnawiając dawne przyrzeczenia zarówno przy pomocy ust jak i innych części ciała.
I ja przypadłam do piersi Lisham. Gładziłam je, całowałam, ssałam. I przy tej ostatniej czynności stał się cud - z piersi Elishamy wprost do moich ust trysnęło mleko. Ale jakie mleko! W konsystencji gęste jak śmietanka, a w smaku jak ambrozja albo nektar jakowychś rajskich owoców. I widząc to, choć z ciężkim sercem, zaprosiłyśmy innych - demony i anioły - by skosztowały tego cudu. I gdy mleko uszło z jej piersi na polu bitwy nie było nikogo (prócz, rzecz jasna, samej Lisham) kto by go nie miał w ustach. I jakby kto machnął magiczną różdżką, wszyscy doprowadzili się do porządku i stanęli w kilku szeregach przed Elishamą, jak przed generałem. Bo trzeba tutaj zaznaczyć, że mleko miało tą jeszcze właściwość, że kto go skosztował, ten stawał się posłuszny, wobec tego organizmu, który je wytwarzał. Lisham założyła swą szatę, wstała i przemówiła:
- Moi drodzy, jak zapewne zauważyliście, Bóg się zestarzał. Wspólnie jesteśmy w stanie go pokonać.
- Po co? W jakim celu? - zawołał ktoś z tłumu.
- Żebyśmy sami mogli wybrać, przy użyciu Boskiego Panelu, do której z ras chcemy należeć! By ten stary dziad już nigdy nie mógł nas ukarać! I wreszcie - tu anielica objęła mnie w talii - w imię naszej miłości! Kto jest ze mną?
Tym razem nie było pytań ani protestów.
Jedynie milcząca zgoda.
KONIEC CZĘŚCI II
czwartek, 5 lutego 2015
Liebster Blog Award
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o nielicznej liczbie wyświetleń, co daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od bloggera, który Cię nominował. Następnie Ty nominujesz 11 osób i zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować osoby, która Cię nominowała.
Zdarzyło się, że i ja otrzymałam nominację.
Oto, moje odpowiedzi:
1. Do napisania opowiadania zmotywowały mnie koleżanki z forum gry MissFashion.
2. Oczywiście, że wolę czytać książki. Jestem straszny mól książkowy (i dobrze mi z tym ^w^)
3. Moje ulubione seriale to: ALF, Stargate i Battlestar Galactica (wersja z roku 2004)
4. Zwykle czekam, aż seriale pojawią się w sieci, żeby móc je obejrzeć w całości. Filmy zwykle też, choć czasami zdarza mi się chodzić do kina.
5. Nie mam ulubionego gatunku muzycznego. Aczkolwiek bardzo lubię te piosenki, które mają w podkładzie gitarę lub pianino. No i duety. Kocham duety.
6. Bardzo lubię muzykę zespołu Within Temptation i Evanescene.
7. Właściwie, to nigdy nie miałam nikogo, kogo mogłabym nazwać swoim idolem.
8. Johnny Deep i Milla Jovovich
9. Trzy ulubione książki, co? Trudny wybór, ale będą to:
a) Mistrz i Małgorzata - bo uwielbiam Wolanda (♥)
b) Pomniejsze bóstwa - bardzo mądra książka z dużą szczyptą ironicznego humoru mojego ulubionego autora
c) K-PAX - książka, która zmusza do myślenia, a takie lubię najbardziej
10. Terry Pratchett
11. Obecnie waham się pomiędzy studiami biotechnologii, a studiami turystyki. Dobrze, że jestem jeszcze w LO i mam 2,5 roku na podjęcie decyzji ^^
Ze swojej strony nominuję:
~ http://miss-fashion-info.blogspot.com
~ http://swiatprzezpaznokcie.blogspot.com
~ http://reczniemalowane.blogspot.com
~ http://bellatrixremus-story.blogspot.com
~ http://aniol-krainy-cieni.blogspot.com
Pytania dla nominowanych:
1)Dlaczego zdecydowałaś/zdecydowałeś się założyć bloga?
2)Twoje motto?
3)Twoja ulubiona zabawka z dzieciństwa?
4)Masz jakieś zwierzątka domowe?
5)Twój ulubiony język?
6)Ulubiony dzień tygodnia?
7)Jaka jest Twoja największa zaleta?
8)Gdzie chciałabyś/chciałbyś spędzić wakacje/urlop?
9)Jaka była najbardziej szalona rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłaś/zrobiłeś?
10)Gdybyś miał/a możliwość podróżowania w czasie wybrał(a)byś przeszłość czy przyszłość? Uzasadnij.
11)Zaliczasz się do optymistów, realistów czy pesymistów?
Zdarzyło się, że i ja otrzymałam nominację.
Oto, moje odpowiedzi:
1. Do napisania opowiadania zmotywowały mnie koleżanki z forum gry MissFashion.
2. Oczywiście, że wolę czytać książki. Jestem straszny mól książkowy (i dobrze mi z tym ^w^)
3. Moje ulubione seriale to: ALF, Stargate i Battlestar Galactica (wersja z roku 2004)
4. Zwykle czekam, aż seriale pojawią się w sieci, żeby móc je obejrzeć w całości. Filmy zwykle też, choć czasami zdarza mi się chodzić do kina.
5. Nie mam ulubionego gatunku muzycznego. Aczkolwiek bardzo lubię te piosenki, które mają w podkładzie gitarę lub pianino. No i duety. Kocham duety.
6. Bardzo lubię muzykę zespołu Within Temptation i Evanescene.
7. Właściwie, to nigdy nie miałam nikogo, kogo mogłabym nazwać swoim idolem.
8. Johnny Deep i Milla Jovovich
9. Trzy ulubione książki, co? Trudny wybór, ale będą to:
a) Mistrz i Małgorzata - bo uwielbiam Wolanda (♥)
b) Pomniejsze bóstwa - bardzo mądra książka z dużą szczyptą ironicznego humoru mojego ulubionego autora
c) K-PAX - książka, która zmusza do myślenia, a takie lubię najbardziej
10. Terry Pratchett
11. Obecnie waham się pomiędzy studiami biotechnologii, a studiami turystyki. Dobrze, że jestem jeszcze w LO i mam 2,5 roku na podjęcie decyzji ^^
Ze swojej strony nominuję:
~ http://miss-fashion-info.blogspot.com
~ http://swiatprzezpaznokcie.blogspot.com
~ http://reczniemalowane.blogspot.com
~ http://bellatrixremus-story.blogspot.com
~ http://aniol-krainy-cieni.blogspot.com
Pytania dla nominowanych:
1)Dlaczego zdecydowałaś/zdecydowałeś się założyć bloga?
2)Twoje motto?
3)Twoja ulubiona zabawka z dzieciństwa?
4)Masz jakieś zwierzątka domowe?
5)Twój ulubiony język?
6)Ulubiony dzień tygodnia?
7)Jaka jest Twoja największa zaleta?
8)Gdzie chciałabyś/chciałbyś spędzić wakacje/urlop?
9)Jaka była najbardziej szalona rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłaś/zrobiłeś?
10)Gdybyś miał/a możliwość podróżowania w czasie wybrał(a)byś przeszłość czy przyszłość? Uzasadnij.
11)Zaliczasz się do optymistów, realistów czy pesymistów?
niedziela, 1 lutego 2015
Angels of darkness (Fantasy, Romans, Yuri) - część I
Jeej, nowa edycja gry, to i nowe opowiadanie musi być! Cieszycie się? Bo ja bardzo ;D
Tym razem postanowiłam wprowadzać nowe postacie w opowiadaniu stopniowo, jedna, góra dwie naraz. Jestem bardzo ciekawa, czy odgadniecie, kim jest Adbeel.
Tradycyjnie, opowiadanie jest podzielone na części i ma swój muzyczny motyw przewodni, którego polecam słuchać przy czytaniu. Tym razem jest to Alec C. - Angel of darkness.
I na koniec, jak zawsze: miłego czytania życzę!
CZĘŚĆ I - NIESPODZIEWANE ZMIANY
Coraz więcej aniołów i demonów zaczynało się udzielać w Grze, niejednokrotnie zaniedbując swoje obowiązki. Nie podobało się to Bogu, więc wysłał Metatrona, głos swój, aby przekazał wszystkim istotom nadprzyrodzonym, że jeśli nie przyłożą się do pracy, zamiast oddawać się rozrywkom cielesnym i umysłowym, spotka je boża kara. Lecz anioły nie zwróciły uwagi na te słowa, a demony to wręcz rozbawiło.
- A za kogóż to uważa się Bóg, żeby rozkazywać demonom? - zawołała nawet butnie jedna z demonic, piękność o rubinowych oczach. - Ja przyjmuję rozkazy tylko od samego Szatana i nikogo innego.
Lubieżne trio roześmiało się w głos na te słowa, a i niektóre z aniołów ukrywały uśmiechy, Metatron zaś zasmucił się słysząc te słowa, po czym odleciał by przekazać je Bogu. Pan rozgniewał się słysząc te słowa i osobiście się wybrał na pole bitwy, aby ukarać krnąbrne istoty.
- Ty - rzekł do rubinowookiej piękności. - Od dziś będziesz głosicielką Słów Bożych, a na imię Ci będzie Adbeel, co znaczy "zdyscyplinowana przez Boga". Twoim znakiem rozpoznawczym będą rubinowe skrzydła, a przez naszyjnik z tym szlachetnym kamieniem nie będziesz mogła rzecz nieprawdy - i pojawił się na jej szyi naszyjnik z rubinem, skóra i włosy jej pojaśniały, a na plecach wyrosły skrzydła.
- Was trzy - rzekł następnie Pan do lubieżnego trio, które widząc Jego gniew i moc, trwożnie przytuliło sie do siebie. - Już dawno powinienem był ukarać. Tak więc Jetrel będzie od dnia dzisiejszego mi posłuszną - i stało się tak jak powiedział, dziecię Ciemności przemieniło się w anioła.
- Że moja mądrość - kontynuował Pan, zwracając się tym razem do anioła. - Bierze udział w takich zabawach, tego znieść nie mogę. Toteż od dziś nie ma dla ciebie miejsca na drabinie bytów - ciało Chakel wygięło się spazmatycznie, gdy Bóg odebrał jej skrzydła i swą łaskę.
- Arael - zwrócił się do niej Pan. - Zniewagą jest dla mnie, że anielica, której imię jest Światłość, oddaje się uciechom cielesnym z inną anielicą. Nie ma już dla ciebie miejsca na drabinie bytów - skrzydła Arael spłonęły, a ona sama zaszlochała z bólu.
- Nie mogę wam zakazać spotykania się w celu gry, sprawię więc, że nie będzie w stanie dotknąć swych ciał bez bólu, a samo złe spojrzenie na siebie nawzajem was spopieli - rzekł Bóg na koniec.
Padłam na kolana przy Jego stopach.
- Panie, nie jestem godna, żeby wyrzec te słowa, ale proszę, błagam, nie rób tego. Jesteś przecież miłością. Miłością największą ze wszystkich, czy naprawdę chcesz zrobić coś tak okrutnego?
I oblicze Boga złagodniało i rzekł te słowa:
- Wysłucham twej prośby córko, lecz za sprzeciwienie się swemu Bogu, czeka cię taka sama kara jak wszystkich innych. Strącam Cię w tym momencie z drabiny bytów.
I odszedł Bóg z pola bitwy zostawiwszy lamentujące w głos po utracie poprzednich swoich żywotów: anioły, które zaczęły służbę ku chwale ciemności i demony, rozpoczynające służbę ku chwale światła.
KONIEC CZĘŚCI I
Tym razem postanowiłam wprowadzać nowe postacie w opowiadaniu stopniowo, jedna, góra dwie naraz. Jestem bardzo ciekawa, czy odgadniecie, kim jest Adbeel.
Tradycyjnie, opowiadanie jest podzielone na części i ma swój muzyczny motyw przewodni, którego polecam słuchać przy czytaniu. Tym razem jest to Alec C. - Angel of darkness.
I na koniec, jak zawsze: miłego czytania życzę!
CZĘŚĆ I - NIESPODZIEWANE ZMIANY
Coraz więcej aniołów i demonów zaczynało się udzielać w Grze, niejednokrotnie zaniedbując swoje obowiązki. Nie podobało się to Bogu, więc wysłał Metatrona, głos swój, aby przekazał wszystkim istotom nadprzyrodzonym, że jeśli nie przyłożą się do pracy, zamiast oddawać się rozrywkom cielesnym i umysłowym, spotka je boża kara. Lecz anioły nie zwróciły uwagi na te słowa, a demony to wręcz rozbawiło.
- A za kogóż to uważa się Bóg, żeby rozkazywać demonom? - zawołała nawet butnie jedna z demonic, piękność o rubinowych oczach. - Ja przyjmuję rozkazy tylko od samego Szatana i nikogo innego.
Lubieżne trio roześmiało się w głos na te słowa, a i niektóre z aniołów ukrywały uśmiechy, Metatron zaś zasmucił się słysząc te słowa, po czym odleciał by przekazać je Bogu. Pan rozgniewał się słysząc te słowa i osobiście się wybrał na pole bitwy, aby ukarać krnąbrne istoty.
- Ty - rzekł do rubinowookiej piękności. - Od dziś będziesz głosicielką Słów Bożych, a na imię Ci będzie Adbeel, co znaczy "zdyscyplinowana przez Boga". Twoim znakiem rozpoznawczym będą rubinowe skrzydła, a przez naszyjnik z tym szlachetnym kamieniem nie będziesz mogła rzecz nieprawdy - i pojawił się na jej szyi naszyjnik z rubinem, skóra i włosy jej pojaśniały, a na plecach wyrosły skrzydła.
- Was trzy - rzekł następnie Pan do lubieżnego trio, które widząc Jego gniew i moc, trwożnie przytuliło sie do siebie. - Już dawno powinienem był ukarać. Tak więc Jetrel będzie od dnia dzisiejszego mi posłuszną - i stało się tak jak powiedział, dziecię Ciemności przemieniło się w anioła.
- Że moja mądrość - kontynuował Pan, zwracając się tym razem do anioła. - Bierze udział w takich zabawach, tego znieść nie mogę. Toteż od dziś nie ma dla ciebie miejsca na drabinie bytów - ciało Chakel wygięło się spazmatycznie, gdy Bóg odebrał jej skrzydła i swą łaskę.
- Arael - zwrócił się do niej Pan. - Zniewagą jest dla mnie, że anielica, której imię jest Światłość, oddaje się uciechom cielesnym z inną anielicą. Nie ma już dla ciebie miejsca na drabinie bytów - skrzydła Arael spłonęły, a ona sama zaszlochała z bólu.
- Nie mogę wam zakazać spotykania się w celu gry, sprawię więc, że nie będzie w stanie dotknąć swych ciał bez bólu, a samo złe spojrzenie na siebie nawzajem was spopieli - rzekł Bóg na koniec.
Padłam na kolana przy Jego stopach.
- Panie, nie jestem godna, żeby wyrzec te słowa, ale proszę, błagam, nie rób tego. Jesteś przecież miłością. Miłością największą ze wszystkich, czy naprawdę chcesz zrobić coś tak okrutnego?
I oblicze Boga złagodniało i rzekł te słowa:
- Wysłucham twej prośby córko, lecz za sprzeciwienie się swemu Bogu, czeka cię taka sama kara jak wszystkich innych. Strącam Cię w tym momencie z drabiny bytów.
I odszedł Bóg z pola bitwy zostawiwszy lamentujące w głos po utracie poprzednich swoich żywotów: anioły, które zaczęły służbę ku chwale ciemności i demony, rozpoczynające służbę ku chwale światła.
KONIEC CZĘŚCI I
czwartek, 29 stycznia 2015
Demon's Fate (Romans, Fantasy, Yuri) - część III i (prawdopodobnie) ostatnia
Na początku uprzedzam, że to najdłuższa część, więc jeśli kogoś bolą oczy, to lepiej przeczytać (prawdopodobnie) ostatnią część kiedy indziej.
Poza tym trochę bawiłam się w stylizację, więc jeśli ktoś się wczytywał kiedyś w "Apokalipsę" czy też "Objawienie" św. Jana z pewnością dostrzeże pewne podobieństwa.
A w komentarzach podaję kto jest kim, żebyście mogły sprawdzić, czy wasze przypuszczenia były słuszne. :)
CZĘŚĆ III - CZAS DZIAŁAŃ
Słońcu było już bliżej do zachodu niż do wschodu, choć nie robiło się jeszcze ciemno, a Kamael wciąż szkicowała (z uczepioną do pleców Arael). Lubieżne trio stało w bezruchu od kilku godzin, podobnie jak potężne, acz pochowane po krzakach anielice, z tą różnicą, że boskie wysłanniczki siedziały. Ja zaś na swoim drzewie, zaczynałam rozważać ucieczkę z dawnego pola bitwy.
Nagle rozstąpiły się niebiosa i wypłynął z nich blask niezwykły i ujrzałam w tym blasku tę, którą zwano Chwałą Bożą. I gdy nieba się zamknęły, usłyszałam jak Hanael, odgarniając z czoła lok brązowy, przesłaniający oczu zieloność przemówiła głosem wdzięcznym, lecz silnym i mocnym:
- Na polu bitwy pojawił się pierwszy anioł.
I zaraz wyskoczyła zza krzaka niebieskoskrzydła anielica, Chakel, którą zwano Mądrością Bożą i zawołała:
- Znienacka pojawił się drugi anioł!
I Kamael, Widząca Boga się odezwała (nie przestając szkicować):
- Przyłącza się do nich trzeci anioł.
I roześmiało się Światło Boga, Arael, przytulona do pleców malarki:
- Czwarty anioł przyczepił się do trzeciego.
I wyskoczyła, jak rażona piorunem, spośród liści ta, której imię tłumaczy się jako: "Mój Bóg słyszy". Blask jej oślepił wszystkich nas na chwilę, a gdy oczy nasze już się przyzwyczaiły, rzekła Elishama, dumnie unosząc głowę:
- Piąty anioł wygrywa i wstawia statystyki.
I powiesiła Lisham (bo tak skracano jej imię) na drzewie kartkę. A na tej kartce (jak się w późniejszym czasie dowiedziałam) zapisano takie oto słowa:
STATY
Anioły: 1
Demony: 0
W sumie: 1
Pierwsza w sytuacji odnalazła się Gaudriel. Zagregowała śmiechem tak radosnym i tak potężnym, że gdyby nie stojące przy niej (i niejako ją podtrzymujące) bliźniaczki, niechybnie wylądowałaby na ziemi. Gdy się w końcu uspokoiła na tyle, by móc mówić, powiedziała:
- Nie wierzę, że reaktywowałyście tę starą zabawę.
- Jaką zabawę? - zapytała jedna z bliźniaczek.
Wyjaśniono więc, że kiedyś, kiedyś jeszcze zanim Gaudriel strącono do Otchłani, jedna z anielic (której imię umknęło w pomroce dziejów) wymyśliła grę. Zabawa polegała na tym, że na polu bitwy musiało się zebrać pięć aniołów lub pięć demonów i wypowiedzieć wymyślone przez siebie formuły. Te, którym ta sztuka udała się szybciej, wygrywały. Oczywiście, można było blokować, przez co walki, mimo że tylko słowne, potrafiły być bardzo zażarte
- Właściwie, reaktywacja była pomysłem Turael - wyjaśniła Hanael.
- Dziwne, że jeszcze jej tu nie ma - dodała Chakel.
- Na pewno się zaraz zjawi - uśmiechnęła się Arael.
- A póki co - na ustach Lisham pojawił się uśmiech kogoś, kto wie więcej niż inni. - Wiecie, że mogłyśmy wygrać jeszcze przed pojawieniem się Hanael?
Rozpętała się burza.
- Żartujesz, prawda?
- Jak to?
- Przecież trzeba pięciu!
- I miałyśmy pięć - powiedziała, gdy wszyscy się uspokoili. - Bo tam - wskazała ręką i wszyscy spojrzeli w moim kierunku. - Na drzewie siedzi jakaś anielska sierotka, tylko pewnie zbyt młoda, żeby znać zasady.
Pragnęłam jedynie uciec.
I dał mi Bóg okazję. Oto rozstąpiła się ziemia i wychynęła z niej Turael, demonica sławna z dzbanami wina w rękach.
I rzucili się wszyscy, aby ją powitać.
Mogłam wtedy uciec, lecz nogi zaplątały mi się w szatę i spadłam z gałęzi. Byłabym uderzyła głową o korzenie drzewa, lecz w ostatniej chwili udało mi się rozłożyć skrzydła i na kolana gładko opaść.
- Czy to... - szepnęła, któraś ze zgromadzonych.
- Nie...
- A może?
- Córka Boga - padło w końcu moje imię.
- Bithiel - moja skryta, acz nigdy nie wyznana miłość, uklękła przy mnie i delikatnie obmacała moją głowę, szukając guzów. - Nic ci się nie stało?
- Nie, nie nic - wymamrotałam i spróbowałam się odsunąć. Jednak silna dłoń Lisham chwyciła mnie za łokieć i przytrzymała w miejscu. Dopiero wtedy na nią spojrzałam i dostrzegłam, że wpatruje się we mnie z niezwykłą... intensywnością.
- Nic, co? Myślę, że powinnam to dokładnie sprawdzić - sięgnęła ręką pod moją szatę.
Wyrwałam się gwałtownie, ale znów mnie schwyciła i stanowczo położyła na ziemi, krępując ręce i nogi swoim ciężarem, a jej piersi, o niebiosa, jej piersi znajdowały się tuż przy moich.
- O co chodzi, Bithiel? - zapytała zadziwiająco łagodnym tonem. - Przecież wiesz, że podziwiałaś mnie z daleka. Chcesz tego.
- Tak... ale... inni... - wymamrotałam.
- Inni? Rozejrzyj się - puściła moje ręce, pozwalając mi się podnieść. - Są tak zajęte sobą nawzajem, że nie zauważyłyby nawet Jeźdźców Apokalipsy, a ich, uwierz na słowo, ciężko przeoczyć.
Rozejrzałam się i rzeczywiście, było tak jak powiedziała Elishama.
Nikt oprócz nas, nie miał już na sobie ubrań. Kamael i Arael turlały się po trawie, gdyż obie chciały zdominować tą drugą. Lubieżne trio wraz z Chakel... cóż, ujmijmy to w ten sposób: nieobca mi była idea trójkątów, ale czworokąt widziałam po raz pierwszy w życiu i był to widok, który ciężko opisać słowami. Turael siedziała w ramionach Hanael. Zauważyła, że na nią spoglądam i zawołała pijanym głosem:
- Li-hik-iszka! - dopadła ją czkawka. - Jeśli ta ma-hik-mała się opieeera to mo-hik-możemy jej polać wiiina - tu machnęła trzymanym w dłoni dzbanem wylewając sobie połowę zawartości na niewielkie, ale i (jak nie bez zazdrości zauważyłam) kształtne piersi. Hanael zaczęła zlizywać wino wprost z nich i Turael już nie była już zdatna do dalszej rozmowy.
I w tym momencie puściły mi wszelkie moralne hamulce. Pozwoliłam Lisham zrobić wszystko, co tylko chciała i odpowiadałam uściskiem na każdy jej uścisk i pocałunkiem na każdy jej pocałunek. Kiedy pozbawiała mnie dziewictwa, przygryzła płatek mojego ucha i wyszeptała:
- Są tylko cztery demony. Wiesz co robić.
Wiedziałam. Przytuliłam się do niej mocniej i krzyknęłam:
- Pierwszy anioł dochodzi!
KONIEC
Poza tym trochę bawiłam się w stylizację, więc jeśli ktoś się wczytywał kiedyś w "Apokalipsę" czy też "Objawienie" św. Jana z pewnością dostrzeże pewne podobieństwa.
A w komentarzach podaję kto jest kim, żebyście mogły sprawdzić, czy wasze przypuszczenia były słuszne. :)
CZĘŚĆ III - CZAS DZIAŁAŃ
Słońcu było już bliżej do zachodu niż do wschodu, choć nie robiło się jeszcze ciemno, a Kamael wciąż szkicowała (z uczepioną do pleców Arael). Lubieżne trio stało w bezruchu od kilku godzin, podobnie jak potężne, acz pochowane po krzakach anielice, z tą różnicą, że boskie wysłanniczki siedziały. Ja zaś na swoim drzewie, zaczynałam rozważać ucieczkę z dawnego pola bitwy.
Nagle rozstąpiły się niebiosa i wypłynął z nich blask niezwykły i ujrzałam w tym blasku tę, którą zwano Chwałą Bożą. I gdy nieba się zamknęły, usłyszałam jak Hanael, odgarniając z czoła lok brązowy, przesłaniający oczu zieloność przemówiła głosem wdzięcznym, lecz silnym i mocnym:
- Na polu bitwy pojawił się pierwszy anioł.
I zaraz wyskoczyła zza krzaka niebieskoskrzydła anielica, Chakel, którą zwano Mądrością Bożą i zawołała:
- Znienacka pojawił się drugi anioł!
I Kamael, Widząca Boga się odezwała (nie przestając szkicować):
- Przyłącza się do nich trzeci anioł.
I roześmiało się Światło Boga, Arael, przytulona do pleców malarki:
- Czwarty anioł przyczepił się do trzeciego.
I wyskoczyła, jak rażona piorunem, spośród liści ta, której imię tłumaczy się jako: "Mój Bóg słyszy". Blask jej oślepił wszystkich nas na chwilę, a gdy oczy nasze już się przyzwyczaiły, rzekła Elishama, dumnie unosząc głowę:
- Piąty anioł wygrywa i wstawia statystyki.
I powiesiła Lisham (bo tak skracano jej imię) na drzewie kartkę. A na tej kartce (jak się w późniejszym czasie dowiedziałam) zapisano takie oto słowa:
STATY
Anioły: 1
Demony: 0
W sumie: 1
Pierwsza w sytuacji odnalazła się Gaudriel. Zagregowała śmiechem tak radosnym i tak potężnym, że gdyby nie stojące przy niej (i niejako ją podtrzymujące) bliźniaczki, niechybnie wylądowałaby na ziemi. Gdy się w końcu uspokoiła na tyle, by móc mówić, powiedziała:
- Nie wierzę, że reaktywowałyście tę starą zabawę.
- Jaką zabawę? - zapytała jedna z bliźniaczek.
Wyjaśniono więc, że kiedyś, kiedyś jeszcze zanim Gaudriel strącono do Otchłani, jedna z anielic (której imię umknęło w pomroce dziejów) wymyśliła grę. Zabawa polegała na tym, że na polu bitwy musiało się zebrać pięć aniołów lub pięć demonów i wypowiedzieć wymyślone przez siebie formuły. Te, którym ta sztuka udała się szybciej, wygrywały. Oczywiście, można było blokować, przez co walki, mimo że tylko słowne, potrafiły być bardzo zażarte
- Właściwie, reaktywacja była pomysłem Turael - wyjaśniła Hanael.
- Dziwne, że jeszcze jej tu nie ma - dodała Chakel.
- Na pewno się zaraz zjawi - uśmiechnęła się Arael.
- A póki co - na ustach Lisham pojawił się uśmiech kogoś, kto wie więcej niż inni. - Wiecie, że mogłyśmy wygrać jeszcze przed pojawieniem się Hanael?
Rozpętała się burza.
- Żartujesz, prawda?
- Jak to?
- Przecież trzeba pięciu!
- I miałyśmy pięć - powiedziała, gdy wszyscy się uspokoili. - Bo tam - wskazała ręką i wszyscy spojrzeli w moim kierunku. - Na drzewie siedzi jakaś anielska sierotka, tylko pewnie zbyt młoda, żeby znać zasady.
Pragnęłam jedynie uciec.
I dał mi Bóg okazję. Oto rozstąpiła się ziemia i wychynęła z niej Turael, demonica sławna z dzbanami wina w rękach.
I rzucili się wszyscy, aby ją powitać.
Mogłam wtedy uciec, lecz nogi zaplątały mi się w szatę i spadłam z gałęzi. Byłabym uderzyła głową o korzenie drzewa, lecz w ostatniej chwili udało mi się rozłożyć skrzydła i na kolana gładko opaść.
- Czy to... - szepnęła, któraś ze zgromadzonych.
- Nie...
- A może?
- Córka Boga - padło w końcu moje imię.
- Bithiel - moja skryta, acz nigdy nie wyznana miłość, uklękła przy mnie i delikatnie obmacała moją głowę, szukając guzów. - Nic ci się nie stało?
- Nie, nie nic - wymamrotałam i spróbowałam się odsunąć. Jednak silna dłoń Lisham chwyciła mnie za łokieć i przytrzymała w miejscu. Dopiero wtedy na nią spojrzałam i dostrzegłam, że wpatruje się we mnie z niezwykłą... intensywnością.
- Nic, co? Myślę, że powinnam to dokładnie sprawdzić - sięgnęła ręką pod moją szatę.
Wyrwałam się gwałtownie, ale znów mnie schwyciła i stanowczo położyła na ziemi, krępując ręce i nogi swoim ciężarem, a jej piersi, o niebiosa, jej piersi znajdowały się tuż przy moich.
- O co chodzi, Bithiel? - zapytała zadziwiająco łagodnym tonem. - Przecież wiesz, że podziwiałaś mnie z daleka. Chcesz tego.
- Tak... ale... inni... - wymamrotałam.
- Inni? Rozejrzyj się - puściła moje ręce, pozwalając mi się podnieść. - Są tak zajęte sobą nawzajem, że nie zauważyłyby nawet Jeźdźców Apokalipsy, a ich, uwierz na słowo, ciężko przeoczyć.
Rozejrzałam się i rzeczywiście, było tak jak powiedziała Elishama.
Nikt oprócz nas, nie miał już na sobie ubrań. Kamael i Arael turlały się po trawie, gdyż obie chciały zdominować tą drugą. Lubieżne trio wraz z Chakel... cóż, ujmijmy to w ten sposób: nieobca mi była idea trójkątów, ale czworokąt widziałam po raz pierwszy w życiu i był to widok, który ciężko opisać słowami. Turael siedziała w ramionach Hanael. Zauważyła, że na nią spoglądam i zawołała pijanym głosem:
- Li-hik-iszka! - dopadła ją czkawka. - Jeśli ta ma-hik-mała się opieeera to mo-hik-możemy jej polać wiiina - tu machnęła trzymanym w dłoni dzbanem wylewając sobie połowę zawartości na niewielkie, ale i (jak nie bez zazdrości zauważyłam) kształtne piersi. Hanael zaczęła zlizywać wino wprost z nich i Turael już nie była już zdatna do dalszej rozmowy.
I w tym momencie puściły mi wszelkie moralne hamulce. Pozwoliłam Lisham zrobić wszystko, co tylko chciała i odpowiadałam uściskiem na każdy jej uścisk i pocałunkiem na każdy jej pocałunek. Kiedy pozbawiała mnie dziewictwa, przygryzła płatek mojego ucha i wyszeptała:
- Są tylko cztery demony. Wiesz co robić.
Wiedziałam. Przytuliłam się do niej mocniej i krzyknęłam:
- Pierwszy anioł dochodzi!
KONIEC
Subskrybuj:
Posty (Atom)